HOWTH, IRLANDIA 2022

SESJA KRAJOBRAZOWA /Cuda natury.../

Piotr Koscielniak

6/8/20224 min read

Planuję tę sesję cały tydzień. Z nowym korpusem Canon EOS R, w nowych ustawieniach. Wielogodzinną, ale jeszcze kontrolną, potrzebną na „uczenie” się nowego aparatu, współpracy z nim oraz wzajemne zrozumienie. Między mną , a nim. Bo on wraz z obiektywem, to moje oko , którym patrzę na świat.

Gdzie? HOWTH. Po raz kolejny.

Ale w przypadku Howth, dobra sesja i dobre zdjęcia wymagają spełnienia kilku istotnych warunków... i to bezwzględnie równocześnie.

Dobrej pogody na minimum 8 godzin wędrówki po klifach i szukania dobrych ujęć. Właściwego światła słonecznego padającego pod pożądanym kątem o określonej porze dnia na fotografowane miejsca. I co najważniejsze – maksymalnego odpływu. Tak odpływu – bo morze, czy ocean – odsłania wtedy to - co zazwyczaj ukryte jest przed Twoim wzrokiem. Pozwala na dobre ujęcia i kompozycje, które zazwyczaj nie są możliwe do uzyskania. Bez spełnienia tych wszystkich warunków równocześnie – nie jest to możliwe. Być może zrobisz dobre zdjęcia w innych warunkach. Typowe, standardowe - jakich pełno. Powielane przez wszystkich. Różne kopie tego samego. Ale jak napisałem w pierwszym blogu nie bawi mnie i nie sprawia przyjemności fotografia i kompozycja jaką każdy może zrobić. Trzeba zejść tam, gdzie mało kto dociera i zrobić zdjęcie, które jest prawie niepowtarzalne. Więc maksymalny odpływ jest niezbędny. Aby po spełnieniu tych pierwszych warunków, można było zejść z klifu z góry do jego podstawy – z możliwością przemieszczania się po skalnym wybrzeżu przez kilka godzin. Ale trzeba być uważnym – bo morze tu wróci, zakryje ponownie wszystko i może ci odciąć drogę powrotu. Przypływ to zazwyczaj 1,5 – 4 m, a bywa i kilka metrów więcej... 5 - 8 m. Wody. W pionie. Żartów nie ma. Trzeba mieć oczy szeroko otwarte i otwarty umysł robiąc zdjęcia, bo traci się poczucie czasu. Jedno lub dwa więcej – już nie wrócisz „suchą nogą”. Jeśli wogóle wrócisz. I możesz stracić sprzęt, na który tak ciężko pracowałeś.

Howth – kraina klifów, skał, surowość i potęga natury.

Sobota , rano, 14 maja... Piękna słoneczna pogoda. Jeszcze raz sprawdzam tabelę pływów. Ok. Około 11-tej będzie najniższy. Pasuje. Muszę więc być tam przed 10-tą ... aby dojść tam gdzie zamierzam. Plecak spakowany wieczorem poprzedniego dnia. Więc w drogę...

Howth przywitał mnie przepiękną słoneczną pogodą. Błękitne niebo, sporadyczne chmury. Ciepło. Jest prawie bezwietrznie... co jest nieco dziwne... Zaczynam schodzić w kierunku Latarni Baily Lighthouse, aby potem zejść krętą ścieżką nad urwiskiem w stronę Sutton. To tam, po drodze jest miejsce mojego dzisiejszego „polowania”. To tam spędzę kilka kolejnych godzin. Po drodze robię pierwsze zdjęcia

I nagle przy tej słonecznej pogodzie, bezchmurnym ( prawie ) niebie....nadchodzi mgła. Kłęby gęstej mgły. Od morza. Ze wszystkich stron półwyspu. Czegoś takiego jeszcze tutaj nie widziałem i nie doświadczyłem. Zaczynam się czuć jak statysta w filmie Johna Carpentera „Mgła” z 1980. Klasyka...horroru. Robi się parno, gorąco i wilgotno. Mgła spowija wszystko. Widoczność na kilkanaście - kilkadziesiąt metrów. Koniec sesji? Powrót z niczym? O NIE!!!.

Właśnie teraz zaczyna się najlepsza zabawa. Szybkim krokiem schodzę ścieżką w strone Sutton. Mgła nie dotarła jeszcze wszędzie, pełznie powoli... Po drodze mijam wyłaniających się z niej, nieco zdezorientowanych ludzi. W końcu i mnie dopada, oblepia ciało. Między drzewami i zaroślami parno, gorąco. Na otwartej przestrzeni zaś zimno, Zimne i lepkie „coś” czujesz wszędzie. Docieram na miejsce, schodzę z klifu i.... staję jak wryty...szok. Nie ma morza, nie ma wody. Nie widać, gdzie aktualnie znajduje się linia wodna. Bo tu gdzie powinna być zazwyczaj przy odpływie – nie ma jej. Dokąd wzrok sięga przez mgłę – tylko skały, kamienie, piach... I ostre kontury skał. Krajobraz jak na Marsie. Tylko czerwieni brak. Mgła działa jak dyfuzor światła słonecznego, które oświetla równomiernie wszystko wokół. Idę przed siebie jeszcze kilkadziesiąt metrów i dopiero z mgły wyłania się morze, które cofnęło się aż dotąd... 

Dopiero kiedy wrócę i sprawdzę, to okaże się, że to był jeden z największych odpływów w tym roku , które zdarzaja sie może raz w miesiącu, może raz na dwa - o różnej intensywności. Kolejny, zbliżony - ma być w drugiej połowie sierpnia. Zaczynam robić zdjęcia.... Odkrywam miejsca, które widzę po raz pierwszy – a byłem tutaj nie jeden raz.

Nagle mgła opada, pozostaje tylko jako pas unoszący się kilka metrów nad poziomem wody, jak opary bagienne... A nad nią piękne słońce, które oświetla wszystko, zmieniając kolor skał na żółto – złoty...

Powrót, zrzutka RAW-ów do Lightrooma i wielki uśmiech na twarzy. To jest to. Zapamiętam te zdjęcia, tę sesję i jej atmosferę na lata. I jak pisałem wcześniej, tych zdjęć, takiej sesji - raczej nie można powtórzyć. Bo nie tylko spełniły się równocześnie niezbędne warunki o których wspomniałem, ale doszły kolejne czynniki – jak jeden z największych tego rocznych odpływów, ale także i mgła działajaca jak dyfuzor światła...

Podsumowując. Nie, nie jest tak, żę najważniejszy jest dobry obiektyw, a na drugim miejscu dopiero jest korpus. Skłaniam się obecnie do stwierdzenia, że raczej jednak jest odwrotnie. W najlepszym razie to będzie fifty- fifty. Jedno i drugie jest bezwzględnie ważne. Tak, to prawda, że Canon EOS R wyciska 200% możliwości starszego, dobrego obiektywu. Daje mu nowe „życie”, nowe możliwości. Zupełnie nową jakość. A sam korpus daje takie możliwości, że praca z nim jest intuicyjna. W obie strony. Jest pełne wzajemne zrozumienie, co chcę zrobić i jak i co osiągnąć określonym ustawieniem. Robienie zdjęć nigdy wcześniej nie było dla mnie taką przyjemnościa jak teraz.